czwartek, 1 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 7: "USIĄDŹ WYGODNIE, BO WŁAŚNIE WKRACZASZ W MÓJ ŚWIAT."

    Ostatni tydzień Alex'a w ośrodku minął bardzo szybko. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, opuszczając mury miejsca, w którym spędził ostatnie chwile swojego nastoletniego życia. Właśnie wkroczył w świat dojrzałości, dzięki czemu mógł się stąd wydostać. Zastanawiałam się, czy chłopak był  gotowy na zmierzenie się z nową rzeczywistością  – swoim starym życiem. Czy był na tyle silny, aby znieść gorzkie, pełne zawiści i nienawiści spojrzenia innych ludzi?
 Odpracował całe zło, jakie uczynił, ale dopiero na zewnątrz czekała na niego prawdziwa kara – odrzucenie przez społeczeństwo.
 Miał jednak oparcie w swojej siostrze oraz matce, które wiernie go wspierały przez cały pobyt tutaj. Ja, niestety nie mogłam liczyć na nikogo, oprócz mnie. Dobrze, nie mogłam zapomnieć o Amandzie.  Skoro mowa o blondynce – miałam wczoraj odwiedziny. Wydawała się bardzo radosna, wręczając mi plik papierów, lecz po otworzeniu całkowicie zbladła. Okazało się, że sąd uzna moje intencje, jako obronę konieczną, jednak muszę poczekać do moich osiemnastych urodzin, by wrócić na wolność.
 Nie wyglądałam na zbyt przejętą, powodem tego był... mulat. To naprawdę głupie, co robiłam, ale dzięki temu sobie radziłam.
– Mam wrażenie, że mnie unikasz. – podskoczyłam, czując czyjąś dłoń na moim ramieniu.  Obróciłam się pospiesznie, jednak odetchnęłam z ulgą, ponieważ przede mną stała Rachel.  Zagryzłam wargę, szukając odpowiedniego tłumaczenia, lecz dziewczyna mnie wyprzedziła. – Nie myśl sobie, że jesteś w stanie mnie oszukać. Nawet nie kombinuj. – pokręciła głową, wskazując dłonią na ławkę.
 Usiadłyśmy na niej, odnosiłam wrażenie, iż coś ją trapiło. Brała głębokie wdechy, mrucząc pod nosem nieskładne zdania.
– Coś się stało? – postanowiłam zapytać, w duchu mając nadzieję, że wtedy dziewczyna odpuści poprzedni temat.
Spojrzała na mnie niepewnie, po czym rozejrzała się dookoła. Nachyliła się ku mnie, zniżając ton głosu do szeptu:
– Masz ogromne kłopoty. Nie mam bladego pojęcia, jak się w nie wpakowałaś, ale naprawdę Ci nie zazdroszczę. – zmarszczyłam czoło. Nie potrafiłam sobie przypomnieć żadnej sytuacji, w której obraziłabym kogoś, przynajmniej nie tutaj.
– Nie mam pojęcia, o co chodzi. – spojrzałam na nią, rozkładając bezradnie ręce.
– Powinnaś porozmawiać z Zaynem, Ines. – uch, wiedziałam, że to powie, mimo wszystko zdawałam sobie sprawę, iż miała całkowitą rację. – On Ci pomoże, obie o tym wiemy. – skinęłam głową, ciężko wzdychając.
– Okej, ale...
– Czekaj, co? – zapytała z niedowierzaniem. Zmarszczyłam czoło. – Miałam przygotowaną mowę, myślałam... Myślałam, że nie będziesz chciała... Zniszczyłaś pięć minut mojego życia, które poświęciłam intensywnemu myśleniu. – zaczęłam się śmiać, jak jeszcze nigdy. Rachel chyba zrozumiała, dlaczego tak zareagowałam i również mi w tym zawtórowała.
– Dobra, teraz dość. – uspokoiłam oddech, czekając, aż dziewczyna też przestanie. – Do rzeczy, gdzie go znajdę?

***

  Pół godziny później, stałam przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Zayna, Moje serce biło bardzo szybko, jakby chciało uciec z klatki piersiowej.
 Wreszcie odważyłam się zapukać, już po chwili stał przede mną mulat z odsłoniętym, umięśnionym, opalonym, seksownym torsem, przez co skupienie się, było o wiele trudniejsze.
– Gapisz się. – rzucił z cwaniackim uśmieszkiem, jednak szybko spoważniał, wciągając mnie do swojego pokoju.
 Zatrzasnął drzwi, po czym przekręcił klucz w drzwiach. Chciałam zaprotestować, jednak pospiesznie zatkał mi usta dłonią.
 Kilka sekund później, ktoś zaczął szarpać klamką, próbując ją otworzyć. Spojrzałam z przerażeniem na Malika. Jego oczy... Jak zwykle nic nie wyrażały. 
 Zagryzłam wargę. 
– Chodź, widocznie coś Ci się przywidziało. Przecież Zayn nie zdradziłby nas, prawda? – usłyszałam zza ściany.
 Wtedy moje przerażenie, przerodziło się w paniczny strach. Zaczęło brakować mi tlenu. Chłopak także usłyszał to, co ja.
 Chwycił mnie za dłoń, ciągnąc w stronę okna, które uchylił. Zaciągałam się świeżym powietrzem, próbując unormować oddech.
– Nie uciekniesz przed prawdą. W końcu będziemy musieli porozmawiać. – mruknął Malik, kiedy zdał sobie sprawę, że wszystko było już ze mną w porządku.
– Dlaczego? – to było jedynie pytanie, jakie przychodziło mi na myśl.
– Chciałaś poznać moją historię? – skinęłam głową, marszcząc czoło. – Usiądź wygodnie, bo właśnie wkraczasz w mój świat.
 Zamarłam. Czy on właśnie chce opowiedzieć mi o sobie? Chciałam coś wtrącić, jednak od razu wszedł mi w słowo:
– Nie zadajesz pytań, nie komentujesz, po prostu milczysz. Wchodzisz w to? – spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy, a ja wiedziałam, że to nie będzie takie proste, jak mi się wydawało.
– Tak. – wreszcie odpowiedziałam, czując, iż teraz wszystko się zmieni.
I tak własnie miało się stać...






od autorki: niespodzianka w Nowym Roku! Mam nadzieję, że świetnie bawiliście się w sylwestra! Ja na pewno będę miło wspominała wczorajszą noc i dzisiejszy poranek :)
Następny rozdział będzie pisany perspektywą Zayna! :)
Mam nadzieję, że Was nie zawodzę, jeśli coś się Wam nie podoba, nie bójcie się o tym pisać, a jeżeli znajdziecie jakiś błąd, także piszcie, ponieważ każdemu zdarza się je popełniać :)

pozdrawiam, do następnego kochani! :*

piątek, 26 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 6: "ŚWIATŁO ZGASŁO SZYBCIEJ, NIŻ ZDĄŻYŁO SIĘ NAPRAWDĘ ROZPALIĆ, INES."

    Chodziłam bez celu po ośrodku, rozglądając się dookoła. Potrzebowałam samotności i szansy na spokojne przemyślenie wszystkiego, co ostatnio się działo.
 Było tego stanowczo za wiele, jak na moją osobę, lecz wiedziałam, że muszę sobie poradzić. Powtarzałam w głowie słowa mojego taty, niczym mantrę, chciałam dodać sobie otuchy: "Nigdy się nie poddawaj, pamiętaj, że dopóki żyjesz możesz walczyć z każdą przeszkodzą, każdą".
 Usiadłam na skraju ławki, wkładając ręce pomiędzy ściśnięte kolana. Westchnęłam cicho, spoglądając w zachmurzone niebo, kiedy poczułam czyjąś obecność.
- Jesteś dziwna. - znajomy głos, który sprawił, że mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie odpowiedziałam, czekając na rozwinięcie jego wypowiedzi. - Dlaczego siedzisz tutaj sama? 
- Ponieważ czasami ludzie potrzebują pobyć z samym sobą. - odparłam, wzruszając ramionami.
- Taa, znam to uczucie. Tyle, że niektórzy nie mają nikogo z kim mogliby dzielić problemy i wręcz nienawidzą przebywania samemu. - przytaknęłam, powoli przenosząc wzrok na mulata.
- Powiesz mi, skąd się znamy? - zapytałam, sprawdzając reakcję chłopaka. Zacisnął wargi w cienką linię, jakby dawał mi do zrozumienia, iż nie zamierza o tym mówić, jednak ja musiałam poznać prawdę. - Mam pewne domysły, lecz... Nie jestem pewna. Zayn, potrzebuję wiedzieć. - czy próbowałam wzbudzić w nim litość? Bardzo możliwe. Chyba liczyłam, że to go może przekonać.
- Przeżyjesz bez tej informacji. - myliłam się, pozostał nieugięty.
- Więc Ty przeżyjesz bez mojej obecności. - wypaliłam nagle bez zastanowienia, od razu żałując tych słów.
 Widziałam błysk bólu na twarzy Malika, jednak szybko powrócił do swej maski. Spojrzał na mnie obojętnie, wstając.
- Nic nie rozumiesz. - mruknął cicho, kręcąc głową. - Potrzebowałem Cię, bo byłaś inna. Tak mi się wydawało. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Nie znasz nikogo takiego, jak ja. Jestem złamany, na skraju. Nadzieją mianowałem Ciebie, ponieważ... Przypomnij sobie sklep, dwójkę nastolatków. - zmarszczyłam czoło. Słuchając opowieści Rachel, miałam wrażenie,  że byłam w tamtym miejscu, Zayn ponownie wywołuje we mnie to uczucie. - Światło zgasło szybciej, niż zdążyło się naprawdę rozpalić, Ines. - dodał szeptem, po  czym ruszył w kierunku wejścia do budynku. 
 Chwyciłam go za ramię. Słyszałam jego westchnięcie, jednak zignorowałam je. 
- Wiem, pamiętam. To byłeś Ty, wydawałeś się znajomy, ale... Nie czuj wobec mnie żadnego długu, nie zrobiłam tego po to, abyś czuł zobowiązanie. - sprecyzowałam, zaczynając rozumieć chociaż jedną sytuację.
 Pokręcił przecząco głową.
- Będę Cię chronił. Obiecałem to sobie, że jeżeli kiedykolwiek się spotkamy, będą nad Tobą czuwał. Nie pozwolę Cię skrzywdzić, ponieważ Ty nie pozwoliłaś skrzywdzić mnie. 
- Czyli tak naprawdę to wszystko, to tylko kwestia tamtego dnia? - zapytałam, czując, że co raz bardziej prawda ściera się z rzeczywistością. 
- Ja... Tak, tak właśnie jest. - odparł niepewnie. 
 Uśmiechnęłam się smutno. Spojrzałam na niego, próbując coś wyczytać z jego oczu. Nie doszukałam się niczego, co wskazywałoby na kłamstwo, dlatego pokiwałam głową.
- Od teraz jesteś moim cieniem; cieniem, którego nie chcę widzieć, który nigdy nie ujawnia swej twarzy. Chcesz, chroń mnie, proszę rób to, ale z daleka. - rzuciłam, siląc się na spokojny ton. - Ciemność pochłonęła nas szybciej, niż zdążyło dotknąć światło. - mruknęłam, odchodząc w zupełnie inną stronę.
 Nie wołał, nie gonił, po prostu tam został; wszystko stało się oczywiste i nie wymagało rozmyślania.  Tylko dlaczego, nie potrafiłam się z tym pogodzić?

***

- Ines? - obróciłam się za siebie, szukając wzrokiem znajomej sylwetki. Wysiliłam się na uśmiech, jak każdego poprzedniego dnia. 
- Hej, Alex. - objęłam go sztywno, przyspieszając ten moment, jak najbardziej się dało. 
- Idziemy na ławkę? - skinęłam głową.
Gdy tylko ruszyliśmy chłopak od razu zaczął opowiadać mi o tym, co zrobił Mad. Nie słuchałam go, właściwie od dziewięciu dni nie słuchałam nikogo. Odnosiłam wrażenie, że naprawdę nie obchodziło mnie to, co ludzie mają mi do powodzenia, o ile nie byli Za... To chore. Przecież ja go nie znałam, nie tak naprawdę. Czas już nie miał znaczenia, ponieważ okazało się, że spotkałam go o wiele wcześniej, niż kogokolwiek stąd.
- Ines, znowu nie reagujesz. - szturchnięcie łokcia wytrąciło mnie z rozmyślań i niestety także sprawiło, że zachwiałam się, prawie upadając.
 "Prawie" oznaczało szybki ratunek Malika i jego pospieszne zniknięcie. Tylko dlatego nie bałam się przebywać z tym chłopakiem, ponieważ wiedziałam, że Zayn był w pobliżu i w każdej chwili mógł mnie obronić.
 Spędzałam czas z Alex'em po to, aby denerwować Malika oraz dlatego, że Rachel za bardzo przypominała mi swojego brata.
- Wybacz, nie wiedziałem, że to może się tak skończyć. - chłopak podrapał się niepewnie w ramię, zajmując nasze stałe miejsce.
 Również usiadłam, ignorując intensywne spojrzenie Zayna, pod którym właśnie się znajdowałam. 
- Wychodzę za tydzień. - nagle rzucił Alex, sprawiając, że wreszcie zainteresowałam się czymś, a raczej kimś innym, niż mulat.
- To cudownie, prawda? 
- Tak, to znaczy ja... Nie wiem, czy sobie poradzę. Moja rodzina... Oni mnie skreślili. Powrót nie będzie łatwy. - mruknął, wzdychając ciężko.
 Dotknęłam jego ramienia, pocierając w pocieszającym geście.
- Zawsze istnieje szansa. Mój tata zawsze powtarzał: "Nigdy się nie poddawaj, pamiętaj, że dopóki żyjesz możesz walczyć z każdą przeszkodzą, każdą". Po prostu spróbuj. - uśmiechnęłam się delikatnie,otrzymując wdzięczne spojrzenie blondyna.
- Dziękuję. 
- Są rzeczy, za które nie powinno się dziękować i to jedna z nich. - odparłam, podnosząc się z miejsca i ruszyłam w kierunku ośrodka.
 Dopiero teraz dotarło do mnie, że po opuszczeniu tego miejsca, zostanę całkowicie zdana na siebie, bez nikogo bliskiego.
 Złamana, na skraju... Obróciłam się za siebie, mierząc wzrokiem przyglądającego mi się chłopaka o cudownych, brązowych oczach.
 Oboje tak bliscy, a jednak tak dalecy...

niedziela, 14 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 5 "CZASAMI NAWET NIE ZDAJEMY SOBIE SPRAWY, ŻE SPOTKALIŚMY JUŻ PEWNYCH LUDZI, WIESZ?"

   Stołówka w tym miejscu wyglądała dokładnie tak, jak ta w mojej szkole, nawet jedzenie niewiele się różniło.
- Nie wiem, co wziąć. - mruknęłam do czarnowłosej, która właśnie zabierała biały talerz wypełniony jajecznicą od kucharki.
- To, co chcesz. Naprawdę niczego się nie obawiaj, nic Ci nie zaszkodzi. - odparła, wzruszając ramionami. - Chyba. - dodała już nieco ciszej.
 Westchnęłam cicho, prosząc o to samo. Obserwowałam ruchy Rachel i po prostu wykonywałam wszystko w ten sam sposób.
 Chwilę później usiadłyśmy przy jednym ze stolików w kącie. Dosiedli się do nas Alex z Mad'em.
- Co słychać? - zapytał blondyn, kierując wzrok na moją osobę. Zarumieniłam się, ponieważ nienawidziłam być pod czyimś intensywnym spojrzeniem, kiedy starałam się przeżuć jedzenie, znajdujące się w mojej buzi.
 Przełknęłam wszystko z ciężkim trudem, od razu popijając wodą. Odetchnęłam głęboko, w końcu będąc w stanie odpowiedzieć:
- Okej. A u Ciebie? - siliłam się na szczery uśmiech, lecz nie wiedziałam dlaczego chłopak wywoływał u mnie dziwne uczucie w żołądku, nie było ono pozytywne.
- W porządku, dzisiaj są odwiedziny. - rzucił, zaczynając swój posiłek. Zmarszczyłam czoło. Bardzo możliwe, że odwiedzi mnie Amanda.
 Jadłam, nie zwracając uwagi na rozmowę pomiędzy moimi towarzyszami, jednak zaniepokoiłam się, gdy dookoła mnie zrobiła się głucha cisza.
 Podniosłam głowę do góry, aby zobaczyć, że do pomieszczenia wszedł Zayn. Uśmiechnęłam się, machając do niego, aby wskazać mu wolne miejsce. 
 Wiedziałam, że wszyscy patrzyli z przerażeniem lub podziwem na to, co robiłam. Jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Hej. - rzuciłam do niego, kiedy znalazł się obok. Widziałam, iż czuł się zakłopotany, ale starał się to ukryć, wracając do swej normalnej postawy obronnej, czyli "nic mnie nie obchodzi".
 Odsunęłam się nieco, spychając Alex'a trochę dalej, żeby zrobić miejsce Malikowi. Zajął je bez słowa. 
- Macie jakiś problem? - odezwał się nagle; bardzo głośno, mulat. Wtedy każdy wrócił do głośnych rozmów, sprawiając, że zniknęło napięcie.
 No, nie do końca.
- Um, jestem Rachel. - postanowiła zacząć czarnowłosa, dokładnie wtedy, gdy blondyn wstał, zabierając ze sobą swoją tacę i zmuszając Mad'a do pójścia razem z nim.
- Zayn. - odparł obojętnie, ignorując zachowanie chłopaków.
- O co im chodzi? - zapytałam, patrząc na nich ze zmarszczonymi brwiami.
- Właśnie stracił szansę na zaliczenie Cię, więc zabrał stąd dupę. Już Cię lubię, Zayn. - zaśmiała się czarnowłosa, przybijając sobie z nim piątkę. Chwila, co?
- Wy się znacie, prawda? - mruknęłam, a oni spojrzeli na mnie z głupimi uśmiechami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Pewnie, ale mój braciszek dba o swoich groźny image, więc siostrzyczka musi się trzymać z boku. - zażartowała, a ja oniemiałam.
- Jesteście rodzeństwem? - pisnęłam w szoku.
- Yup, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć, kochanie. - skwitował Malik, ale nie to zwróciło moją uwagę. Czy on nazwał mnie "kochaniem"? 
 Zayn wyglądał, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, ponieważ głośno chrząknął, ogłaszając, że musi już iść.
 Pożegnał się z nami pospiesznie, znikając wśród tłumu nastolatków. Wpatrywałam się w punkt, w którym ostatni raz widziałam jego sylwetkę, dopóki nie szturchnęła mnie Rachel.
- Gapisz się na niego. Mogłabym uznać to za urocze, rozkwitająca miłość w poprawczaku, ale ze względu na to, że to mój brat, pozwól, że zaraz się zrzygam. - zaśmiałyśmy się. Uśmiechnęłam się lekko. Przecież na takie rzeczy było o wiele za wcześnie, znałam Zayna za krótko, aby cokolwiek czuć.
- Powiesz mi coś? - nagle wpadłam na pewien pomysł.
- Nie opowiem Ci o przeszłości mojego brata, która nie dotyczy i mnie. - od razu rzuciła, unosząc jedną z brwi w górę.
- Właściwie to chciałam zapytać o to, czy idziesz na widzenie, nie oceniaj mnie tak surowo! - zażartowałam, przewracając oczami. - Ale tak serio, czemu jesteście tu oboje i się nie przyznajecie do bycia rodziną? 
- Nasza historia jest bardzo skomplikowana. Zayn to dobry człowiek, który uwielbia ukrywać emocje, co straszne mnie irytuje. - zaczęła niepewnie. - Nasze życie od samego początku nie było kolorowe. Matka umarła, kiedy miałam 5 lat, on był wtedy 6 lat, mamy jeszcze młodszą siostrę i brata. Bliźniaki. To po ich urodzeniu mama odeszła, ojciec zawsze miał inne wartości, był członkiem gangu, a raczej prezesem, nasza rodzina była jednym z założycieli, jakkolwiek głupio to brzmi. Poznał nową kobietę. Wtedy wszystko zaczęło się układać, dopóki on nie zginął, a ona nie zaczęła nałogowo pić. Miałam wtedy czternaście lat, Zayn piętnaście. Kolejny raz nas złapali, mnie się nie udało, lecz Zayn miał zostać i zająć się naszym rodzeństwem, jednak szybciej zainteresowała się nimi opieka społeczna, zaraz po... Wybacz, ale to już są sprawy mojego brata, w które nie mam prawa Cię wtajemniczać bez jego zgody. - skończyła, zostawiając mnie z ogromną ilością pytań, które postanowiłam zostawić dla siebie.
- Wiesz, powiedział mi, że jestem jedyną, która dała mu szansę, ale ja nie rozumiem, o co mogło mu chodzić. - mruknęłam, patrząc na dziewczynę.
 Walczyła sama ze sobą. Widziałam to. W końcu przemówiła:
- Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, że spotkaliśmy już pewnych ludzi, wiesz? - i z tym wstała od stolika, zostawiając mnie po raz kolejny w osłupieniu.

***

  Udało mi się znaleźć miejsce widzeń. Od razu rozpoznałam Amandę. Podbiegłam do niej, zamykając ją w ciasnym uścisku.
- Jak miło Cię widzieć! - szepnęłam, odsuwając się od niej powoli.
- Ciebie też i to w całości. - uśmiechnęła się, siadając do stolika. - Ale musimy od razu przejść do konkretów, ponieważ nie mamy za wiele czasu. - skinęłam głową, zajmując miejsce na przeciwko. 
- Wszystko idzie dobrze, naprawdę. - zaczęła, szukając czegoś w swojej teczce. W końcu wyciągnęła plik papierów, na których było moje zdjęcie, na drugiej kartce znajdowało się zdjęcie mojej siostry Sam.
- Mam dobrą i złą wiadomość. Którą chcesz usłyszeć najpierw?
- Złą. - odparłam bez wahania w głosie.
- Twoja matka zrzekła się do Ciebie praw, chociaż może to brzmieć dobrze, to tak nie jest, ponieważ zagroziła Twojej siostrze,  że zrobi jej to samo jeżeli dalej będzie Cię bronić w sądzie. Oczywiście to szantaż, ale...
- Daj jej spokój, zabraniam jej zeznawać. 
- No właśnie. - uśmiechnęła się smutno blondynka.
Po chwili ciszy, zdecydowałam się kontynuować rozmowę:
- A dobra?
- Och, no właśnie! Prokurat ponownie rozpatruje sprawę, zbiera dowody i świadków, stara się spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy, co oznacza, że jest szansa na przyspieszenie procesu. Możesz się stąd szybciej wydostać. - i wtedy poczułam coś dziwnego. Zdałam sobie sprawę, że nawet jeżeli wrócę na wolność to... zostanę sama, a przede wszystkim strącę Za... Nie. Musiałam wyrzucić go z głowy, musiałam uczynić tak ze wszystkim, co tutaj miałam. 
- Cieszę się. - rzuciłam, siląc się na naturalny uśmiech, ponieważ dobrze wiedziałam, że nic już nie będzie takie proste.





od autorki: przepraszam za miesięczną przerwę, ale ostatni miesiąc szkoły miałam naprawdę ciężki, a moje zdrowie też nie miewało się najlepiej. Postaram się dodać, jak najszybciej kolejny rozdział, a w między czasie zapraszam Was na mojego drugiego bloga: where are you now?





sobota, 15 listopada 2014

ROZDZIAŁ 4: "ZMIANA NASTAWIENIA"

   Wpatrywałam się w chłopaka bez słowa. Myślałam, że informacje o przeszłości Malika zaszokują mnie, tym czasem nie czułam niczego dziwnego, przeciwnie, wewnątrz mojej głowy, ciała panował spokój. Czy to cisza przed burzą?
- Nie wydajesz się zaskoczona. - skomentował Ashton, zajmując miejsce na łóżku. - Wydawało mi się, że... Uciekniesz z krzykiem? Cokolwiek. Na pewno nie spodziewałem się tego. - wskazał na moją  stoicką postawę. Uśmiechnął się pod nosem, usłyszał dobry dowcip? Spojrzał w moje oczy, jakby chciał zajrzeć w mój umysł. - Jesteś inna, niż myślałem.
 Zmarszczyłam czoło, przypatrując się mu.
- To znaczy? - zapytałam. Nie rozumiałam go. Był jeszcze bardziej skomplikowany od mulata. Nie, nie mogłam przesadzać. Zayna po prostu nie dało się zrozumieć.
- Słaba, krucha, podatna na wszystko, co ją otacza. Tak na początku mogłem Cię opisywać. Teraz. Nie jesteś taka. Masz w sobie pewnego rodzaju siłę, która czasami, jak w tym momencie przeistacza się w coś w rodzaju znudzenia. Jakby już kompletnie nic nie mogło Cię zaskoczyć, czy zranić. - czyli byłam również niesamowitą aktorką, ponieważ w środku miałam ochotę krzyczeć z przerażenia. Wolałam jednak dalej grać, nie chciałam, aby uważano mnie za słabą, ponieważ wtedy stałabym się celem.
 Chciałam odpowiedzieć chłopakowi, kiedy do pokoju wszedł Malik. Zmierzył Ashtona chłodnym spojrzeniem, które; o ile miałam rację; po przeniesieniu na mnie złagodniało.
- Co tu robisz? - zapytał ostro, z powrotem wracając wzrokiem na członka swojego gangu.
- Ja? Rozmawiam tylko z Ines. - odpowiedział cicho chłopak. Chyba naprawdę miał respekt w stosunku do Zayna.
- Dlaczego tu wszedłeś, jakbyś był u siebie? - postanowiłam wtrącić. Oboje odwrócili się w moją stronę, wydawali się naprawdę zdziwieni usłyszeniem mojego głosu.
- Chciałem z Tobą o czymś pogadać, ale zrezygnuję. Zapewne on wyjaśnił Ci już wszystko. - mruknął Malik, wsadzając ręce do kieszeni swoich czarnych dresów.
- Ja nie... - Ashton próbował coś powiedzieć, jednak mulat nie miał zamiaru pozwolić mu dojść do głosu.
- Zamknij się. Nie jestem idiotą. - warknął, wyraźnie tracąc cierpliwość. - I co? Nie wydajesz się przerażona, może jednak nie zdradził Ci prawdy o sobie samym.- bicie serca chłopaka siedzącego obok mnie nagle przyspieszyło. Zmarszczyłam czoło, oczekując wyjaśnienia. Widziałam uśmiech wyrażający satysfakcję na twarzy Zayna. - To całkiem zabawna historia, prawda Irwin?
- Przejdź do rzeczy. - zarządziłam, krzyżując ręce na piersi.
- Nasz kochany chłoptaś wolał skrzywdzić siostrę, niż ponieść konsekwencje za swoją głupotę. - zmierzył wzrokiem postawę Ashtona. Odsunęłam się od niego, stając obok Malika.
- To znaczy? - zapytałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Oddałam wolność za życie Sam.
- Powiesz jej, czy ja mam to zrobić? - nie czekał na jego reakcję, zaczął mówić dalej. - Nie, skoro Ty próbowałeś mnie oczernić, chętnie odwdzięczę się tym samym. A więc, Ines, Irwin miał mnóstwo długów u dilerów. Ćpał i to był dla niego cały świat, zresztą, dalej jest. Ale z tym światem nie ma łatwo, o czym bardzo szybko się przekonał. Mógł zginąć, albo oddać im swoją siedemnastoletnią siostrę. Zgaduj, co wybrał. - wyraźnie widziałam zniesmaczenie na twarzy Zayna. Ani trochę nie popierał zachowania blondyna, za co zyskał w moich oczach.
 Zaraz po wyjawieniu mi prawdy, postanowił opuścić pokój, zostawiając mnie sam na sam z kimś, kto w ciągu kilku minut stał się dla mnie nikim.
- Ines...
- Wyjdź. - zażądałam, wskazując dłonią na drzwi, które chwilę wcześniej zatrzasnęły się za mulatem.
 Irwin spuścił głowę, posłusznie kierując się do wyjścia. Zatrzymał się na moment, odwracając się jeszcze w moją stronę:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję. - mruknął, szukając mojego wzroku, jednak odwróciłam głowę.
 Spojrzałam w tamtą stronę, dopiero po usłyszeniu trzasku, oznaczającego, że zostałam sama.

***

   Obudziła mnie irytująca melodyjka grająca z głośników. Naciągnęłam na twarz kołdrę, próbując wrócić do snu, ale właśnie wtedy pojawiła się nade mną Rachel, przez co krzyknęłam.
 Dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie, gdzie byłam i dlaczego.
- Pobudka. Musimy iść na śniadanie. - zarządziła czarnowłosa, zrzucając ze mnie pościel.
- Już, już. - jęknęłam, zdając sobie sprawę, że zamarzam.
 Wstałam niechętnie, lecz świadomość przeżycia pierwszego dnia w tym miejscy dodawała mi otuchy.
- Łazienka? - spojrzałam na dziewczynę, która wyciągała dwa ręczniki z szafy. Odwróciłam się w moją stronę, wskazując na drzwi.
- Ale tam jest korytarz. - dopiero, kiedy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę, co miała na myśli. - Żartujesz? Błagam powiedz, że żartowałaś! - Rachel pokręciła głową.
- Na końcu korytarza, białe drzwi. - rzuciła, grzebiąc w swoich ubraniach.
 Nie odpowiedziałam. Zabrałam moje rzeczy i pokierowałam się w odpowiednim kierunku. Kiedy znalazłam się przed nimi, niepewnie chwyciłam za klamkę. Gdy miałam ją nacisnąć, ktoś dotknął mojego ramienia.
- Poczekaj. - wszędzie poznałabym ten głos. Przełknęłam ślinę, odsuwając się na bok. Zayn otworzył drzwi. Uniosłam brwi, nie rozumiejąc, co miał zamiar zrobić.
- Wszyscy faceci wypad! Nie chcę tam wejść i jakiegoś zobaczyć! - krzyknął ostro mulat.
 Już po chwili z pomieszczenia zaczęli wychodzić chłopcy. Patrzyli na niego ze strachem lub aprobatą.
- Możesz wejść. - rzucił, po czym spojrzał na mnie jakoś... inaczej. Sprawił, że kolana pode mnie zmiękły.
- Koedukacja. - dodał, wciąż utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
- Nie rozumiem Cię. Dlaczego mi pomagasz? - postanowiłam zaryzykować.
- Ponieważ jedyna dałaś mi szansę. - mruknął ledwo słyszalnie.
- Zayn, ja... wciąż nie rozumiem. - szepnęłam bezradnie.
- Kiedyś się dowiesz. - nie czekał na odpowiedź. Ruszył w przeciwnym kierunku od tego, z którego przyszłam, zostawiając mnie z większą ilością pytań, niż wcześniej.
 Ale coś się zmieniło. Przestałam się go bać. Teraz pragnęłam poznać jego historię. I miałam zamiar dowiedzieć się wszystkiego.
- Ines? Idziesz pod prysznic, czy nie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Rachel, która stanęła obok, szturchając lekko ramieniem.
- Tak, tak. - szybko mruknęłam  w odpowiedzi, otwierając drzwi łazienki.






od autorki: Cześć kochani! Rozdział krótki z powodu rozmieszczenia wątków. Nie mogę wszystkiego opisywać w jednym rozdziale :)
Druga sprawa jest taka, że odnoszę wrażenie, iż blog nie jest interesujący. Chcialabym wiedzieć, jakie jest Wasze zdanie, bo bardzo zależy mi na Waszej opinii  i obecności tutaj. Chcę po prostu mieć świadomość, że to, co piszę Was interesuje, podoba się. Będę wdzięczna za komentarze, wejścia, obserwatorów, czy reklamę, cokolwiek.
pozdrawiam i do zobaczenia w następnym rozdziale misie x

środa, 5 listopada 2014

ROZDZIAŁ 3 : "THE REDS"

   Rozmowy w grupach, jak się okazało, nie polegały na integracji, a na rozwiązywaniu konfliktów, które tak naprawdę nie miały szansy na swój koniec.
- Ines, chcesz zapoznać się z resztą grupy? - zaproponowała Rachel, podnosząc się z drewnianej ławki.
- Um, no nie wiem... - mruknęłam, zakładając luźne pasmo włosów za ucho.
- Och, no. Chodź. - dziewczyna nie dopuściła mnie do słowa, po prostu pociągnęła w stronę stojących w kącie kilku ludzi. 
- Cześć wszystkim. To Ines, nowa. - przedstawiła mnie czarnowłosa. Stałam niezręcznie, nie wiedząc, co powinnam zrobić.
- Alex. - pierwszy wyciągnął dłoń brązowooki, średniego wzrostu szatyn.
- Mad. - podszedł kolejny, tym razem czarnoskóry. Zaraz za nim poznałam jeszcze Jess oraz Luke'a. Ostatni z nich miał na imię Ashton, lecz nie odezwał się ani słowem. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiałam, dlaczego od razu mnie skreślił.
 Dopiero, kiedy zauważyłam zabójczy wzrok Malika zdałam  sobie sprawę, że chłopak po prostu się bał i nie winiłam go za to, ponieważ ja także byłam cholernie wystraszona.
- On Cię obserwuje. - szturchnęła mnie Rachel. Przełknęłam ślinę. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. - Gdy chłopcy się z Tobą witali, myślałam, że błyskawice, jakie ciskał im oczami... Nieźle się wkopałaś. - skomentowała, a ja miałam ochotę wrócić do pokoju, schować się pod koc i nigdy już stamtąd nie wychodzić. Poprawka, do końca mojego pobytu tutaj, gdzie byłam narażona na spotykanie go. 
- Ines, masz chłopaka? - prawie zakrztusiłam się śliną, kiedy usłyszałam to pytanie od Alex'a. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Pokręcił głową z cwaniackim uśmiechem. - Czyli nie. To dobrze. - mrugnął do mnie, co ani trochę mi się nie podobało. Nie potrzebowałam kolejnego problemu, miałam ich już wystarczająco.
- Odpuść, ona nie jest dla Ciebie. - skwitowała Perrie, wzruszając ramionami. - Och, mam oczywiście na myśli, że jest dla Ciebie za dobra. - starałam się nie śmiać, lecz nie potrafiłam, gdy reszta ledwo oddychała, a ich donośne głosy można było usłyszeć w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach tego miejsca.
- Koniec. Wracajcie do siebie. - poinformowała jedna z opiekunek, wskazując dłonią na wejście do budynku. 
 Szłam za dziewczynami, wpatrując się w moje stopy. Obawiałam się, że jeżeli podniosę głowę, mój wzrok może spotkać Malika lub Cole'a, 
 Niestety, pech dzisiejszego dnia nie opuszczał mnie nawet na krok. Wzięłam głęboki oddech, zdając sobie sprawę, że nie mogłam iść dalej z powodu chłopaka, który torował mi drogę. Zgadujcie o kogo chodziło.
- Nie skończyliśmy naszej rozmowy, mała. - uśmiechnął się głupio, przyglądając mi się uważnie. Gdyby nie sytuacja w jakiej go poznałam, uznałabym nawet, że był przystojny. - W pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby nam przeszkodzić, dlatego przejdźmy od razu do rzeczy. - nim zdążyłam zareagować, jego wargi zetknęły  się z moimi. Ale tuż po tym, natychmiastowo się otrząsnęłam. Próbowałam go odepchnąć, lecz jego siła zwyciężyła.
 Jednak nie poddawałam się. Machałam rękami, które starał się unieruchomić. W końcu nie wytrzymał. Podniósł mnie do góry, zmuszając, abym objęła go nogami w pasie. Gdyby nie pomoc jego kolegów, nigdy bym tego nie zrobiła, ponieważ ułatwiło mu to sprawę.
 I pewnie doszłoby do czegoś gorszego, gdyby nie ciepłe dłonie, które objęły moją talię. To nie był dotyk, który czułam, kiedy ręce Cole'a znajdowały się na moim ciele, lecz ten, który dawał poczucie bezpieczeństwa.
 Ale ono zniknęło tak szybko, jak zdałam sobie sprawę do kogo należą. Najgorsze było to, że mimo wszystko, działał na mnie kojąco. 
- Ty chyba naprawdę chcesz mnie wkurzyć. - warknął Malik, popychając chłopaka do tyłu. Dopilnował, abym znalazła się za nim, co chwilę sprawdzał, czy na pewno wciąż za nim byłam. Obawiał się, że ucieknę, czy, że któryś z grupy Cole'a mnie zabierze? Bardziej wierzyłam w pierwszą opcję, ponieważ widziałam ich miny. Oni naprawdę byli przerażeni. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co takiego mulat musiał zrobić, że mieli do niego aż taki respekt.
- Ostatni raz widzę Cię w jej pobliżu, ostrzegam, następnego możesz już nie przeżyć. - prawie krzyknęłam, widząc, jak pięść Malika zderza się ze szczęką Cole'a. Usłyszałam chrupnięcie, widziałam mnóstwo krwi. Czułam, że robi mi się słabo, musiałam być blada, ponieważ mój wybawca chwycił mnie za łokieć, ciągnąc w stronę świeżego powietrza.
 Paradoksalny fakt. Morderczyni nie potrafiła znieść widoku czerwonej mazi, chociaż jej ręce już na zawsze były nią umazane.
- Wszystko w porządku? - och, Boże, dlaczego jego głos musiał być aż tak seksowny!? Uśmiechnął się, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie wypowiedziałam te słowa na głos. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, dosłownie.
- Chyba naprawdę uwielbiasz, kiedy mówię. - uniósł brwi rozbawiony, za co uderzyłam go w ramię. Jego wyraz twarzy uległ zmianie, jakbym właśnie przekroczyła niedozwoloną strefę. 
 Zmierzył mnie wzrokiem, po czym wyminął, zostawiając w kompletnym osłupieniu. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć tego chłopaka.

***

  Dotarłam w końcu do mojego pokoju. Miałam ochotę jedynie spać. Byłam wykończona dzisiejszym dniem. Marzyłam o jego końcu. Jednak nie było mi to dane, ponieważ zaraz po wejściu do odpowiedniego korytarza usłyszałam głośne rozmowy i śmiechy, które dochodziły właśnie z mojego aktualnego miejsca zamieszkania.
Westchnęłam ciężko, pchając drewniane drzwi. Nie pomyliłam się. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, których dzisiaj poznałam.
 Uśmiechnęłam się słabo do grupki, próbując dostać się do mojego łóżka. Nie było to proste z powodu wielkości tego miejsca. 
- I jak tam, Ines? Widziałam, że znowu rozmawiałaś z Zaynem. Chyba uwielbiasz kłopoty. - zaśmiała się  Candy. Przewróciłam oczami, ignorując docinki rudej. Odnosiłam wrażenie, iż przemawiała przez nią zazdrość. Tylko dlaczego? Gdybym mogła, chętnie oddałabym jej cały  ten dzień. Nie potrzebowałam nowych wrażeń, które mogły okazać się bardzo niebezpieczne.
- Zmęczona? - zapytała Rachel, przyglądając mi się. Miałam wrażenie, że próbowała być moją starszą siostrą.
- Bardzo. Jedyne czego chcę, to iść spać. - ziewnęłam na potwierdzenie. 
- A mogę z Tobą? - rzuciłam Alex'owi ostrzegawcze spojrzenie. - Okej, rozumiem. - mruknął, wyraźnie niezadowolony z powodu kolejnego odrzucenia. 
- Muszę coś dziś jeszcze robić? - zwróciłam się  do czarnowłosej, wyciągając luźną, białą koszulkę i szare, bawełniane spodenki z szafki.
- Oprócz jedzenia, to nie. Możesz się położyć, my wyjdziemy. - odparła dziewczyna, wstając z łóżka. Byłam jej naprawdę wdzięczna. 
 Wszyscy opuścili pokój, więc spokojnie przebrałam się w przygotowane ubrania. Spięłam włosy w kucyka i położyłam się. Materac był  twardy, a koc cienki. Marzłam. Westchnęłam cicho, ponownie grzebiąc w rzeczach. Wzięłam granatową bluzę z kapturem na zamek. Od razu zrobiło mi się cieplej. 
 Zadowolona ułożyłam się, jak najwygodniej potrafiłam i wreszcie mogłam zasnąć.
 Sen jednak nie nadchodził. Obracałam się, uginałam nogi, prostowałam, machałam rękami, ale to nic nie dawało. 
 Skończyło się na tym, że leżałam wpatrując się w siatkę nade mną. Poruszyłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. 
- Kto tam? - zapytałam słabo, lecz na tyle głośno, aby było mnie słychać.
- Ashton. - zmarszczyłam czoło. 
- Wejdź. - zdziwiłam się, przecież on nawet ze mną nie rozmawiał. 
 Chłopak pojawił się w pokoju. Miał na sobie obcisłe, czarne spodnie i bordową koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu. Na ręce miał przewiązaną czerwoną bandanę, dokładnie taką, jaką widziałam w tylnej kieszeni spodni Malika.
- Ines, powinnaś trzymać się od niego z daleka. On także nie powinien się do Ciebie zbliżać. - otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, lecz uciszył mnie gestem dłoni - Widzisz to? - wskazał na materiał, który chwilę temu analizowałam. - Uwierz, to nie oznacza nic dobrego. 
- Nie rozumiem. Przychodzisz tu, próbujesz mnie... ostrzec? Chodź tak naprawdę nie podajesz żadnego powodu. - domyślałam się,  o co chodziło chłopakowi, lecz chciałam usłyszeć to od niego. 
- Dobrze wiem, że rozumiesz, ale dobrze. - przerwał na chwilę, upewnił się, że nikt oprócz mnie go nie usłyszy. - Może słyszałaś w radiu lub telewizji o pewnym gangu. The Reds. Ich znakiem rozpoznawczym są czerwone bandany. - ponownie wskazał na swoją. - Ja także jestem jego częścią. 
- A co ma do tego Malik? - zapytałam cicho.
 Ashton uśmiechnął się, kręcąc głową:
- Zayn Malik to nasz przywódca.

niedziela, 2 listopada 2014

ROZDZIAŁ 2 "NOWA RZECZYWISTOŚĆ"

   Moje nadgarstki zostały oznaczone fioletowo-zielonymi śladami, które tak szybko nie pozwolą zapomnieć mi o kajdankach, którymi skuto moje ręce.
- Ines? - cichy głos dobiegający zza moich pleców sprawiał, że wszystko było o wiele trudniejsze. Choć bardzo chciałam się odwrócić, wiedziałam, iż nie mogłam. Pogorszyłabym sytuację jeszcze bardziej. Napisałam dla nie list. Amanda zobowiązała się przekazać go do jej dłoni w najbliższym czasie.
 Wsiadłam do samochodu, w którym siedziało dwóch policjantów ubranych w cywilne rzeczy. Obok mnie zajmowała miejsca moja adwokat.
 Naprawdę doceniałam obecność kobiety. Dawała mi ogromne oparcie.
- Dasz sobie radę. Zobaczysz. - mówiła łagodnie, chcąc podtrzymać mnie na duchu.
 Westchnęłam cicho w odpowiedzi. Zamknęłam oczy, a głowę oparłam o zimną szybę. Droga do ośrodka minęła bardzo szybko, za szybko. 
- Uważaj na siebie i unikaj konfliktów, wtedy będzie wszystko w porządku. Dzielisz ce... "pokój" z Rachel. Trafiła tu w wieku piętnastu lat. Jest niegroźna. Spróbuj się z nią dogadać, a ja w tym czasie spróbuję Cię stąd wyciągnąć. - blondynka mocno mnie do siebie przytuliła. Starałam się powstrzymywać łzy, co było trudne.
- Musimy wchodzić do środka. - jeden z policjantów wyjął moją torbę z bagażnika, a drugi, który się odezwał, szedł już w kierunku metalowej bramy.
 Ostatni raz spojrzałam na Amandę, po czym ruszyłam za mężczyznami. Wzięłam ostatni głęboki oddech wolności, nim usłyszałam nieprzyjemny dźwięk zatrzaśnięcia się mojego więzienia.
- Chodź za nami. - posłuchałam, kierując się za nimi. Po drodze rozglądałam się dookoła. To miejsce nie wydawało się takie straszne, dopóki moje ramię nie zderzyło się boleśnie z łokciem jakiegoś chłopaka.
 Zmierzył mnie pustym spojrzeniem, po czym po prostu wyminął bez słowa. I choć wiedziałam, że nie powinnam, kilkukrotnie odwróciłam głowę, licząc, że jeszcze raz zobaczę jego hipnotyzujące oczy. 
- To Twój pokój. Idziemy poinformować dyrektorkę o Twoim przybyciu. Staraj się nie robić problemów, a wyjdziesz stąd szybciej niż myślisz. - jeden z policjantów podał mi torbę, po czym zniknęli za rogiem.
 Chwyciłam niepewnie za klamkę, ostrożnie uchylając drzwi. Skrzypnęły, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Um, przepraszam. - mruknęłam, widząc zaspane spojrzenie czarnowłosej dziewczyny, leżącej na dolnym łóżku.
- Spoko. Ale proszę Cię, daj mi jeszcze trochę pospać. - odparła, ponownie padając na poduszkę, która nie wydawała się zbyt zachęcająca do snu. 
 Położyłam rzeczy na podłogę, stwierdzając, że z rozpakowaniem poczekam na pobudkę mojej nowej współlokatorki.
 Podeszłam do okna, odsłaniając delikatnie szarą, zakurzoną roletę. Za szybą wstawione zostały kraty, zapewne chroniące przed ucieczką, ponieważ miałam idealny widok na ulicę. Spoglądałam na przechodzących ludzi, zazdroszcząc im tego błogiego uczucia niezależności. Żyli swoim ideami, planami, poglądami, ja przez najbliższy rok byłam skazana na podporządkowanie się rozkazom. Bałam się, naprawdę się bałam, lecz nie tego miejsca, czy nastolatków, tylko bezradności, której od tak dawna nie czułam. Od czasu, kiedy odszedł od nas mój ojciec. Założył nową rodzinę w innym kraju. Wymazał mnie i Sam z pamięci. Wyglądało to tak, jakbyśmy były słowami na kartce papieru, napisanymi ołówkiem, jakby od zawsze wiedziano, że wreszcie weźmie do rąk gumkę, po czym po prostu zmaże to, co mu ciążyło, to, na czym przestało mu zależeć. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że  potraktował nas, jak przedmioty.
- Dobra, nie śpię. - odwróciłam głowę, nieco przestraszona. Z powodu zamyślenia, kompletnie zapomniałam, gdzie się znajdowałam, a także, że nie byłam sama.
Czarnowłosa przeczesała dłonią rozpuszczone włosy, przetarła powieki i wreszcie usiadła, spuszczając nogi na ziemię.
 Zlustrowała wzrokiem moją sylwetkę, wydając się nieco zamyślona. 
- Okej. Totalnie tu nie pasujesz, co sprawia, że jeszcze bardziej chcę poznać Twoją historię moja droga! - zaklaskała w ręce, jakbyśmy zmierzały ku najlepszej zabawie w życiu. Chyba  nie miała tutaj za wiele atrakcji.
- Jestem Ines. - postanowiłam zacząć rozmowę w ten sposób, chcąc uniknąć zwierzania, jednak dziewczyna nie dawała za wygraną. Opadłam niechętnie na plastikowe krzesło przy biurku, wiedząc, że zaraz będę musiała ponownie przeżywać cały ten koszmar.
- Odpowiadaj. Potem przejdziemy do lżejszych tematów i cała para z Ciebie ujdzie. - ona naprawdę wydawała się w porządku. 
 Wzięłam głęboki oddech.
- Zabiłam człowieka. - w jakiś sposób mi ulżyło, ale denerwowałam się reakcją współlokatorki. Jednak ta bardzo mnie zaskoczyła. Czekała. Czekała, aż opowiem jej całą historię. Nie skreśliła mnie, ponieważ zrobiłam coś tak strasznego, dała mi szansę, a to zmotywowało mnie do mówienia:
- Obudziłam się w nocy, słysząc krzyki. Zbiegłam na dół, myśląc, że to może być włamywacz, ale, kiedy weszłam do kuchni... - mój głos się załamał. Odczekałam chwilę, po czym kontynuowałam - Pochylał się nad nią. Prawie na niej leżał, błagała, aby przestał, nie słuchał. Niewiele  myśląc chwyciłam za ten cholerny nóż. Nie wahałam się i chyba to przeraża mnie najbardziej. Chciałam jedynie go nastraszyć, ale  on obrócił się tak, że trafiłam w klatkę piersiową. Później... Coś po prostu we mnie przestało działać. Przestałam czuć, zadając cięcie za cięciem. Upadł. Umarł. Zginął. Nie krzyczałam. Milczałam. - uniosłam głowę, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. - Czy jestem jeszcze człowiekiem? 
- Tak, jesteś i tu, nie mam żadnych wątpliwości, Ines. - dopiero teraz pojęła, jak bardzo potrzebowałam usłyszeć te słowa od osoby bezstronnej. W jakiś sposób poczułam pewien spokój. Nie byłam potworem, przynajmniej nie dla każdego.
- Jeżeli mam być szczera, to uważam, że dostał to, na co zasłużył, choć nie powinnam tak mówić, ale... Ale jesteś człowiekiem i nigdy w to nie wątp. - posłałam jej słaby uśmiech, bawiąc się rąbkiem mojej koszulki. - Jestem Rachel. Mam na koncie kradzieże, polegały one na zdobywaniu jedzenia dla mojego młodszego brata i siostry. Złapali mnie, aż wreszcie postanowili umieścić tutaj do osiemnastki. Jak wyjdę, to zrobię wszystko, aby odzyskać rodzeństwo. Jesteśmy rodziną, a rodzina powinna trzymać się razem, nawet, jeżeli cierpieliśmy tyle przez matkę alkoholiczkę, to trzeba dostrzec w tym drugie dno. Jesteśmy ze sobą bliżej, ponieważ mieliśmy tylko siebie. Moja historia. - wzruszyła ramionami, a ja nie potrafiłam nic powiedzieć. Siedząc w domu przed telewizorem, gdzie słyszałam tyle historii o ludziach tutaj, nigdy bym nie pomyślała, że ich życie mogło mieć taki wpływ na to, co robili. Rachel nie byłaby tutaj, gdyby jej matka nie poległa tam, gdzie powinna być silna. Gdyby ta czarnowłosa nie kochała swojego rodzeństwa, nie poświęciłaby się dla nich, tylko włóczyłaby się na wolności, nie ponosząc żadnych konsekwencji. 
 Ale ona wolała się poświęcić. 
- Halo, ziemia do Ines! - dziewczyna pomachała mi dłonią przed twarzą. Przeprosiłam ją za nieuwagę. - Skoro już wszystko wiemy, teraz zapominamy i ruszamy dalej, rozumiesz? Żyjesz tu, nie myślisz o przeszłości, tylko o przyszłości, w której się stąd wydostaniesz. Nie wpadaj w konflikty, trzymaj się mnie i dasz radę. - wyciągnęła w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją, zawierając tym samym nowy pakt, w nowej rzeczywistości.

***


   Szłam powolnym krokiem za czarnowłosą. Przez dwie godziny rozmawiałyśmy o przeróżnych rzeczach, bardzo dalekich od tego miejsca i historii, przez które się tu znalazłyśmy. Po godzinie trzynastej do pokoju zapukała starsza kobieta z siwiejącymi włosami, oznajmując, że za piętnaście minut mamy pojawić się na placu głównym.
- Wiesz może, o co chodzi? - zapytałam dziewczyny, rozglądając się dookoła. Lustrowałam wzrokiem każdy szczegół tego miejsca.
- Pewnie przyszło dużo nowych, poza tym, mamy taki zwyczaj, że w środy musimy spędzać czas grupami na jakie zostaliśmy podzieleni. Jesteś w mojej, bo dzielimy razem pokój. - poinformowała mnie, przepychając się przez idących nastolatków. Widziała, że nie za bardzo sobie z tym radziłam, dlatego chwyciła moją dłoń, ciągnąc za sobą.
 Zatrzymała się przy jakichś dziewczynach, prowadzących rozmowę. Przyjrzałam się każdej z osobna.
 Pierwsza miała blond włosy i strasznie głośno przeżuwała gumę. Druga miała brązowe loki, wydawała się być pewna siebie. Trzecia wyglądała, jakby zaraz miała zrobić komuś krzywdę, a jej ruda grzywka skutecznie uniemożliwiała widzenie.
- To Ines. Ines to Pez. - Rachel wskazywała je dokładnie w takiej kolejności, w jakiej ja oceniałam. - Dan i Candy. - skinęły głowami w  moją stronę. Nie zdążyły nic powiedzieć, ponieważ na środku pojawiła się  ta sama kobieta, która kazała nam tu przyjść.
- Witam Was, a przede wszystkim nowe osoby. Mam nadzieję, że bardzo szybko się tu odnajdziecie i równie szybko z powrotem obierzecie dobry kierunek na drodze życia. Jesteście bardzo młodzi, nie marnujcie swojej szansy. - wzięła oddech, spoglądała na twarze zebranych, jakby doszukiwała się czegokolwiek, ale znowu poniosła klęskę.
- Ej, widzę, że mamy tutaj nowy towar. - zmarszczyłam czoło, gdy kilku chłopaków stanęło obok mnie, uważnie skanując moje ciało.
 Odepchnęłam rękę jednego z nich, gdy próbował dotknąć moich włosów. Nie zdążyłam zareagować na klepnięcie w pupę.
- Zostawcie mnie. - warknęłam, odsuwając się od towarzystwa.
- Odpuść. I tak ulegniesz. - rzucił blondyn, robiąc krok w moją stronę. Chciałam coś odpowiedzieć, lecz przede mną pojawił się ten sam chłopak, na którego wpadłam zaraz po wejściu tutaj. Zasłonił mnie swoim ciałem, jego dłoń spoczęła na klatce piersiowej tamtego, po czym agresywnie pchnął go w tył.
- Chyba coś powiedziała, Cole. - mruknął. Zdałam sobie sprawę, że właśnie usłyszałam najseksowniejszy głos na świecie.
- Dobra, wyluzuj Malik, tylko próbuję się zaprzyjaźnić, prawda Mała? - puścił mi oczko. Miałam ochotę zwymiotować przez jego gest, a przede wszystkim, przez wyraz jego twarzy.
- Wiesz, że nienawidzę się powtarzać. - odparł spokojnie mulat. Wydawał się być, jak bomba. Stan spoczynku, dopóki ktoś go nie poruszy do działania.
- Dobra, idziemy. Do zobaczenia, piękna. - naprawdę nie podobały mi się przydomki, jakie nadawał mi ten koleś. Przerażał mnie.
- Dziękuję, serio. - zwróciłam się do mojego "wybawcy", jednak on postanowił mnie zignorować. Ruszył przed siebie, znikając w tłumie, zostawiając mnie z dziwnym uczuciem w środku.
- Ines... Jesteś tutaj tak krótko, a już sprowadzasz na siebie kłopoty. - Rachel przyciągnęła mnie do siebie, zniżając ton do szeptu. - Właśnie sprowokowałaś Cole'a i zostałaś uratowana przez Malika. Nawet nie wiesz, jaką mieszankę wybuchową stanowią Ci dwoje.
Nie wiem, lecz mam wrażenie, że bardzo szybko się o tym przekonam, pomyślałam, ruszając za dziewczynami.


sobota, 18 października 2014

ROZDZIAŁ 1 : "PROCES"

   Zasłaniałam twarz dłońmi, starając się nie zwracać uwagi na ból w nadgarstkach przez założone kajdanki. Fotoreporterzy przekrzykiwali się wzajemnie, zadając pytania i błyskając fleszem prosto w moje oczy.
 Odetchnęłam cicho, kiedy wreszcie przekroczyłam próg sądu. Jednak moje serce przyspieszyło, gdy dotarło do mnie, co zaraz się stanie.
- Panno Bollin? - obróciłam głowę w stronę, z której usłyszałam moje nazwisko. - Jestem Amanda Rey, będę Panią reprezentować. - poinformowała mnie blond-włosa kobieta, zajmując miejsce przy moim boku.
 Skinęłam głową, przełykając wielką gulę w gardle. Od momentu, w którym zabrano mnie z mieszkania, nie odezwałam się ani słowem. Nawet nie pamiętałam, jak brzmiał mój głos.
 W mojej głowie działo się za wiele, abym mogła choć na chwilę odetchnąć.
- Mamy duże szanse na złagodzenie wyroku. - zaczęła adwokat, przeglądając jakieś dokumenty. - W prawdzie Twoja matka zeznała przeciw, lecz siostra na korzyść. Psycholog potwierdza wersję małej, także dla Nas, to bardzo wiele. - dodała, po czym odłożyła teczkę na bok. Uniosła głowę, aby spojrzeć w moje oczy. Nie uciekałam wzrokiem. 
- Wierzę, że zrobiłaś to w słusznej sprawie, uratowałaś siostrę, ale wciąż nosisz brzemię morderczyni. Chcę Ci pomóc i zrobię to najlepiej, jak potrafię. - mówiła szczerze, wiedziałam, lecz, nie dało się uratować kogoś, kogo wszyscy już skreślili, nawet matka.

***

   Cały proces opierał się na zeznaniach ludzi, którzy nie mieli pojęcia o całej sytuacji. 
 Kiedy sędzia poprosił na salę Sam, wszyscy musieli wyjść.
- Będziesz do końca życia gnić w więzieniu za to, co zrobiłaś! - syknęła moja mama, a jad w jej oczach sprawiał, że uginały się pode mną nogi.
- Za to, że uratowała Sam? - rzuciła Amanda, spoglądając na kobietę z rozczarowaniem. - Ona jest Pani córką, nie można jej tak traktować! - dodała, wyrzucając ręce w górę.
- Ona już nie jest moją córką. - odpowiedziała, pospiesznie oddalając się w stronę automatu z kawą. Siedziałam na ławeczce wpatrując się w jej sylwetkę, która z każdym krokiem co raz bardziej się rozmazywała. 
 Łzy niebezpiecznie majaczyły w moich oczach. Kilka spłynęło po moim policzku, lecz nie miałam sił nawet ich zetrzeć. To, co usłyszałam... Sprawiło, że wolałam zostać skazana na dożywocie, niż być blisko niej i mieć świadomość, że... Że byłam dla niej nikim.
- Nie potrafię tego zrozumieć, Ines. Nie potrafię. - westchnęła Amanda z rezygnacją, siadając obok mnie.
 Siedziałyśmy w ciszy, pogrążone we własnych myślach, gdy przyszedł jeden z ochroniarzy poinformować o powrocie na salę rozpraw. 
 Wstałam z miejsca, po mojej lewej szła adwokat, a po prawej mój strażnik. Nie potrzebowałam ich więcej, ponieważ nie miałam zamiaru uciekać. Nie widziałam w tym żadnego sensu. Kiedy myślałam o takim rozwiązaniu, przypominałam sobie babcię. Niestety, odeszła kilka lat temu, rozbijając mój świat w drobny mak, lecz dobrze pamiętałam, jak zawsze powtarzała: "Pamiętaj, najgorsza prawda, jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa. Prawda wyzwala. Nigdy przed nią nie uciekaj. Zawsze stawiaj jej czoło, nawet jeżeli jest to bardzo trudne".
 I właśnie to mną kierowało, gdy sędzia zwrócił się do mnie, chcąc poznać moją wersję wydarzeń.
- To było z 14 października na 15. Byłam zmęczona po szkole oraz treningu z koszykówki. Wróciłam do domu około godziny dziewiętnastej. Zdążyłam zamienić z mamą parę słów, ponieważ musiała wychodzić. Miała nocną zmianę w szpitalu. Zostałam ja, Sam oraz Tom. Nie podejrzewałam go o nic, naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Był w porządku. Po zjedzeniu kolacji obejrzeliśmy jakiś film. Zasypiałam na nim z powodu wyczerpania, dlatego w połowie pożegnałam się z nimi i poszłam do swojego pokoju, żeby pójść spać. - wzięłam oddech, ponownie zabierając głos. - Zasnęłam bez problemu. Obudziły mnie krzyki. Dobiegały z kuchni. Zdziwiłam się, zdając sobie sprawę, że jest po trzeciej. Pomyślałam, że to może być włamywacz, dlatego odrzuciłam kołdrę na bok i skierowałam się pospiesznie do kuchni. Skradałam się, nie wiedząc, że zastanę tam to... Ja... Ja naprawdę nie wiedziałam, co zrobić! Po prostu... To był impuls! Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Obawiałam się, że mogę nie być w stanie go od niej odciągnąć. Dlatego...
- Dlatego chwyciłaś za ten cholerny nóż!? - krzyknęła moja matka, lecz zignorowałam to. Nie mogłam dać się zdekoncentrować.
- Pani Bollin, proszę się uspokoić i nie przerywać. - pouczył ją sędzia, za co przeprosiła, a ja mogłam mówić dalej:
- Dlatego chwyciłam za nóż. Leżał najbliżej. Kiedy miałam go w ręce... Przestałam czuć strach. Byłam tylko ja, on i ostrze. Podchodziłam powoli, tak, aby nie zauważył. Sam mnie widziała. Milczała. Wiedziała, że inaczej nie damy sobie rady. Odsunęła się, jak najdalej, abym przypadkiem jej nie zraniła. Miałam pecha, ponieważ panele zaskrzypiały. Odwracał się, wystraszyłam się i... Ja nie chciałam go zabić, naprawdę! Ale wtedy było już za późno. Wyciągał po mnie ręce, dlatego wbijałam nóż, gdzie popadnie. To nie było morderstwo z wyjątkowym okrucieństwem, to był strach, samoobrona. Byłam zagubiona. Bałam się... Pamiętam jedynie jego upadek. Wtedy także rzuciłam nóż, odbił się od podłogi. Uklęknęłam. Nie dowierzałam temu, co zrobiłam. Zabiłam go. Zabiłam człowieka. I bardzo tego żałuję, naprawdę, ale... Ja tylko chciałam jej pomóc. Chciałam uratować Sam. Naprawdę... - dokończyłam.
 Opowiedziałam wszystko, co się wydarzyło. Nie ominęłam żadnego szczegółu. Mężczyzna pokiwał jedynie głową, kiedy skończyłam. 
 Ponownie zajęłam swoje miejsce. Spuściłam wzrok, bojąc się spojrzenia matki, która nie chciała już nią być, nie dla mnie.
- Ogłoszenie wyroku nastąpi po krótkiej przerwie. - poinformował, po czym opuścił pomieszczenie. Znowu musiałam czekać. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Byłam naprawdę zdenerwowana, właśnie decydowano o moim losie. O tym, jak miało wyglądać moje życie.
- Ines, będzie dobrze. - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciłam głowę. Amanda Rey. Przez cały okres oczekiwania i niewiedzy, odnosiłam wrażenie, że tylko ona jedna próbowała mnie zrozumieć, że tylko ona jedna nie odrzuciła mnie na samym początku.
- Dziękuję. - wychrypiałam, posyłając jej słaby uśmiech.
- Prosimy o wejście na salę. - mój oddech przyspieszył, dłonie były spocone. To, co działo się ze mną w ciągu tych kilku chwil, było nie do opisania. Jeszcze nigdy w życiu nie targało mną tak wiele emocji i to z taką siłą.
 Weszłam tam, mając w głowie dwa scenariusze. Żaden nie było dobry, lecz pierwszy - wystarczający.
  Nie dochodził do mnie żaden dźwięk, odkąd usłyszałam określenie "winna". Nie powinno mnie to dziwić, przecież zabiłam człowieka. 
- Ines? Ines! - Amanda potrząsnęła moim ramieniem, tym samym wyrywając z zamyślenia. - Nie słuchałaś, prawda? - kobieta pokręciła głową. - Do ukończenia osiemnastego roku życia, będziesz znajdować się w zakładzie poprawczym, dopiero, gdy staniesz się pełnoletnia staniesz przed sądem i zostaniesz ponownie przesłuchana. Do tego czasu, postaram się zrobić wszystko, abyś wyszła na wolność. Pamiętaj, to naprawdę nie jest zła opcja. - przełknęłam ślinę.
 Pewnie, że nie. Mogłam trafić do prawdziwego więzienia. Miałam tylko nadzieję, że jakoś przeżyję i, że ludzie dadzą mi do tego szansę.
 - bo jeżeli nie, to jestem skończona. -




od autorki:
Witam :) Przybywam z 1 rozdziałem.
Długość nie jest zadowalająca, lecz chodziło mi o umieszczenie jednego wątku,
nie chciałam od razu przechodzić do zakładu poprawczego,
chciałam, abyście wiedzieli, jak to się zaczęło.
Mam nadzieję, że Wam się podoba 
i będzie tu wracać :)
pozdrawiam, Kamilla :*

PS. Przypominam o zakładce "informowani".