Rozmowy w grupach, jak się okazało, nie polegały na integracji, a na rozwiązywaniu konfliktów, które tak naprawdę nie miały szansy na swój koniec.
- Ines, chcesz zapoznać się z resztą grupy? - zaproponowała Rachel, podnosząc się z drewnianej ławki.
- Um, no nie wiem... - mruknęłam, zakładając luźne pasmo włosów za ucho.
- Och, no. Chodź. - dziewczyna nie dopuściła mnie do słowa, po prostu pociągnęła w stronę stojących w kącie kilku ludzi.
- Cześć wszystkim. To Ines, nowa. - przedstawiła mnie czarnowłosa. Stałam niezręcznie, nie wiedząc, co powinnam zrobić.
- Alex. - pierwszy wyciągnął dłoń brązowooki, średniego wzrostu szatyn.
- Mad. - podszedł kolejny, tym razem czarnoskóry. Zaraz za nim poznałam jeszcze Jess oraz Luke'a. Ostatni z nich miał na imię Ashton, lecz nie odezwał się ani słowem. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiałam, dlaczego od razu mnie skreślił.
Dopiero, kiedy zauważyłam zabójczy wzrok Malika zdałam sobie sprawę, że chłopak po prostu się bał i nie winiłam go za to, ponieważ ja także byłam cholernie wystraszona.
- On Cię obserwuje. - szturchnęła mnie Rachel. Przełknęłam ślinę. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. - Gdy chłopcy się z Tobą witali, myślałam, że błyskawice, jakie ciskał im oczami... Nieźle się wkopałaś. - skomentowała, a ja miałam ochotę wrócić do pokoju, schować się pod koc i nigdy już stamtąd nie wychodzić. Poprawka, do końca mojego pobytu tutaj, gdzie byłam narażona na spotykanie go.
- Ines, masz chłopaka? - prawie zakrztusiłam się śliną, kiedy usłyszałam to pytanie od Alex'a. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Pokręcił głową z cwaniackim uśmiechem. - Czyli nie. To dobrze. - mrugnął do mnie, co ani trochę mi się nie podobało. Nie potrzebowałam kolejnego problemu, miałam ich już wystarczająco.
- Odpuść, ona nie jest dla Ciebie. - skwitowała Perrie, wzruszając ramionami. - Och, mam oczywiście na myśli, że jest dla Ciebie za dobra. - starałam się nie śmiać, lecz nie potrafiłam, gdy reszta ledwo oddychała, a ich donośne głosy można było usłyszeć w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach tego miejsca.
- Koniec. Wracajcie do siebie. - poinformowała jedna z opiekunek, wskazując dłonią na wejście do budynku.
Szłam za dziewczynami, wpatrując się w moje stopy. Obawiałam się, że jeżeli podniosę głowę, mój wzrok może spotkać Malika lub Cole'a,
Niestety, pech dzisiejszego dnia nie opuszczał mnie nawet na krok. Wzięłam głęboki oddech, zdając sobie sprawę, że nie mogłam iść dalej z powodu chłopaka, który torował mi drogę. Zgadujcie o kogo chodziło.
- Nie skończyliśmy naszej rozmowy, mała. - uśmiechnął się głupio, przyglądając mi się uważnie. Gdyby nie sytuacja w jakiej go poznałam, uznałabym nawet, że był przystojny. - W pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby nam przeszkodzić, dlatego przejdźmy od razu do rzeczy. - nim zdążyłam zareagować, jego wargi zetknęły się z moimi. Ale tuż po tym, natychmiastowo się otrząsnęłam. Próbowałam go odepchnąć, lecz jego siła zwyciężyła.
Jednak nie poddawałam się. Machałam rękami, które starał się unieruchomić. W końcu nie wytrzymał. Podniósł mnie do góry, zmuszając, abym objęła go nogami w pasie. Gdyby nie pomoc jego kolegów, nigdy bym tego nie zrobiła, ponieważ ułatwiło mu to sprawę.
I pewnie doszłoby do czegoś gorszego, gdyby nie ciepłe dłonie, które objęły moją talię. To nie był dotyk, który czułam, kiedy ręce Cole'a znajdowały się na moim ciele, lecz ten, który dawał poczucie bezpieczeństwa.
Ale ono zniknęło tak szybko, jak zdałam sobie sprawę do kogo należą. Najgorsze było to, że mimo wszystko, działał na mnie kojąco.
- Ty chyba naprawdę chcesz mnie wkurzyć. - warknął Malik, popychając chłopaka do tyłu. Dopilnował, abym znalazła się za nim, co chwilę sprawdzał, czy na pewno wciąż za nim byłam. Obawiał się, że ucieknę, czy, że któryś z grupy Cole'a mnie zabierze? Bardziej wierzyłam w pierwszą opcję, ponieważ widziałam ich miny. Oni naprawdę byli przerażeni. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co takiego mulat musiał zrobić, że mieli do niego aż taki respekt.
- Ostatni raz widzę Cię w jej pobliżu, ostrzegam, następnego możesz już nie przeżyć. - prawie krzyknęłam, widząc, jak pięść Malika zderza się ze szczęką Cole'a. Usłyszałam chrupnięcie, widziałam mnóstwo krwi. Czułam, że robi mi się słabo, musiałam być blada, ponieważ mój wybawca chwycił mnie za łokieć, ciągnąc w stronę świeżego powietrza.
Paradoksalny fakt. Morderczyni nie potrafiła znieść widoku czerwonej mazi, chociaż jej ręce już na zawsze były nią umazane.
- Wszystko w porządku? - och, Boże, dlaczego jego głos musiał być aż tak seksowny!? Uśmiechnął się, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie wypowiedziałam te słowa na głos. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, dosłownie.
- Chyba naprawdę uwielbiasz, kiedy mówię. - uniósł brwi rozbawiony, za co uderzyłam go w ramię. Jego wyraz twarzy uległ zmianie, jakbym właśnie przekroczyła niedozwoloną strefę.
Zmierzył mnie wzrokiem, po czym wyminął, zostawiając w kompletnym osłupieniu. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć tego chłopaka.
***
Dotarłam w końcu do mojego pokoju. Miałam ochotę jedynie spać. Byłam wykończona dzisiejszym dniem. Marzyłam o jego końcu. Jednak nie było mi to dane, ponieważ zaraz po wejściu do odpowiedniego korytarza usłyszałam głośne rozmowy i śmiechy, które dochodziły właśnie z mojego aktualnego miejsca zamieszkania.
Westchnęłam ciężko, pchając drewniane drzwi. Nie pomyliłam się. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, których dzisiaj poznałam.
Uśmiechnęłam się słabo do grupki, próbując dostać się do mojego łóżka. Nie było to proste z powodu wielkości tego miejsca.
- I jak tam, Ines? Widziałam, że znowu rozmawiałaś z Zaynem. Chyba uwielbiasz kłopoty. - zaśmiała się Candy. Przewróciłam oczami, ignorując docinki rudej. Odnosiłam wrażenie, iż przemawiała przez nią zazdrość. Tylko dlaczego? Gdybym mogła, chętnie oddałabym jej cały ten dzień. Nie potrzebowałam nowych wrażeń, które mogły okazać się bardzo niebezpieczne.
- Zmęczona? - zapytała Rachel, przyglądając mi się. Miałam wrażenie, że próbowała być moją starszą siostrą.
- Bardzo. Jedyne czego chcę, to iść spać. - ziewnęłam na potwierdzenie.
- A mogę z Tobą? - rzuciłam Alex'owi ostrzegawcze spojrzenie. - Okej, rozumiem. - mruknął, wyraźnie niezadowolony z powodu kolejnego odrzucenia.
- Muszę coś dziś jeszcze robić? - zwróciłam się do czarnowłosej, wyciągając luźną, białą koszulkę i szare, bawełniane spodenki z szafki.
- Oprócz jedzenia, to nie. Możesz się położyć, my wyjdziemy. - odparła dziewczyna, wstając z łóżka. Byłam jej naprawdę wdzięczna.
Wszyscy opuścili pokój, więc spokojnie przebrałam się w przygotowane ubrania. Spięłam włosy w kucyka i położyłam się. Materac był twardy, a koc cienki. Marzłam. Westchnęłam cicho, ponownie grzebiąc w rzeczach. Wzięłam granatową bluzę z kapturem na zamek. Od razu zrobiło mi się cieplej.
Zadowolona ułożyłam się, jak najwygodniej potrafiłam i wreszcie mogłam zasnąć.
Sen jednak nie nadchodził. Obracałam się, uginałam nogi, prostowałam, machałam rękami, ale to nic nie dawało.
Skończyło się na tym, że leżałam wpatrując się w siatkę nade mną. Poruszyłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kto tam? - zapytałam słabo, lecz na tyle głośno, aby było mnie słychać.
- Ashton. - zmarszczyłam czoło.
- Wejdź. - zdziwiłam się, przecież on nawet ze mną nie rozmawiał.
Chłopak pojawił się w pokoju. Miał na sobie obcisłe, czarne spodnie i bordową koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu. Na ręce miał przewiązaną czerwoną bandanę, dokładnie taką, jaką widziałam w tylnej kieszeni spodni Malika.
- Ines, powinnaś trzymać się od niego z daleka. On także nie powinien się do Ciebie zbliżać. - otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, lecz uciszył mnie gestem dłoni - Widzisz to? - wskazał na materiał, który chwilę temu analizowałam. - Uwierz, to nie oznacza nic dobrego.
- Nie rozumiem. Przychodzisz tu, próbujesz mnie... ostrzec? Chodź tak naprawdę nie podajesz żadnego powodu. - domyślałam się, o co chodziło chłopakowi, lecz chciałam usłyszeć to od niego.
- Dobrze wiem, że rozumiesz, ale dobrze. - przerwał na chwilę, upewnił się, że nikt oprócz mnie go nie usłyszy. - Może słyszałaś w radiu lub telewizji o pewnym gangu. The Reds. Ich znakiem rozpoznawczym są czerwone bandany. - ponownie wskazał na swoją. - Ja także jestem jego częścią.
- A co ma do tego Malik? - zapytałam cicho.
Ashton uśmiechnął się, kręcąc głową:
- Zayn Malik to nasz przywódca.
Cudowny!!! :3
OdpowiedzUsuńZayn bohaterem :D
Candy pewnie kocha się w Maliku dlatego jest zazdrosna XD
Nie mogę się doczekać aż się wyjaśni dlaczego Zayn tak broni Ines :3
tyle się dzieje, podoba mi się to :D
Czekam na rozwinięcie akcji :D
Jestem dumna :*
~M.
kocham twoje opowiadanie!!!! <3 weź kobieto zacznij pisać książkę :* piszesz cudownie . mam nadzieje że Ines nie weźmie sobie tego ostrzeżenia do serca :D
OdpowiedzUsuńCudowny !
OdpowiedzUsuńI Zayn znowu ją wybawił jak słodko (^.^)
Czekam na kolejny i aż nie moge się doczekać :D świetnie piszesz <3
Woho! To naprawdę zaczyna się robić co raz to ciekawiej!
OdpowiedzUsuńCzekam na 4!
Pozdrawiam Xxx
Nie zdążyłam skomentować 2 rozdziału, a ty już dodałaś trzeci! No proszę, jaka ty błyskawiczna! :)
OdpowiedzUsuńWow, nie rozumiem o co chodzi Zaynowi. Zachowuje się, jak jej wybawca, ale jednocześnie jest wobec niej taki... Zdystansowany. Delikatnie mówiąc. Zaintrygował mnie ten chłopak. Mimo, że zachował się oschle, to doceniam to, że pomógł Ines. Cole i jego kumple zachowują się jak zwierzęta. to chore.
Dobrze, że Ines poznała kogoś takiego jak Rachel. Dziewczyna na pewno pomoże jej się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Jestem pewna, że szybko zostaną przyjaciółkami. O, kogo jak kogo, ale Ashtona się nie spodziewałam. Co prawda, nie rozumiałam jego chłodnego zachowania w stosunku do Ines, jednak w sumie miło z jego strony, że postanowił ją ostrzec.
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam ciepło i życzę weny! x
Zapraszam na nowy rozdział: Your perfect imperfections